Parafialne kolonie- Wyspa Sobieszewska 2019
Parafialne kolonie wakacyjne – Wyspa Sobieszewska 2019
Wspomnienia:
Te dziesięć dni spędzone z dziećmi i rodzicami to dla mnie osobiście niezapomniany czas. Trudno zrelacjonować cały pobyt i opisać wszystkie wydarzenia i atrakcje. O tym niech powiedzą zdjęcia i wspomnienia samych uczestników. W swojej refleksji zwrócę uwagę na kilka istotnych elementów.
Jest wielkim powodem do radości to, że zimowe i letnie wyjazdy chyba już na stałe wkomponowały się w życie naszej anińskiej parafii. Po prostu jest dla nasz czymś naturalnym, że zimą wyjeżdżamy wspólnie na narty, a latem w jakieś miejsce gdzie można odpocząć, zazwyczaj nad morze. Jeszcze bardziej cieszy to, że dla wielu dzieci (a także rodziców) taki wyjazd jest niezwykle ważny i kiedy tylko pojawia się informacja o planowanej wyprawie, od razu zgłaszają chęć uczestnictwa. To z tego powodu informacjo o takim wyjeździe nie słychać w ogłoszeniach parafialnych, gdyż wiadomość w pierwszej kolejności otrzymują rodzice ministrantów i dziewczynek z Drużyny, co sprawia, że w ciągu kilku dni lista zostaje zapełniona, a nawet tworzy się tak zwana lista rezerwowa.
Specyfiką naszych wyjazdów jest fakt, że mimo dużej liczebności i rozpiętości wiekowej tworzymy jedną wielką rodzinę. Jakkolwiek to stwierdzenie może wydawać się bardzo wzniosłe, naprawdę tak jest! Kto z nami był, ten wie. Dotychczasowe przygody bardzo nas połączyły i wytworzyły więzi między nami. Nowe osoby zaś bardzo szybko się w tym gronie odnajdują. To cieszy!
Niewątpliwie ważną rolę w tym dziele odgrywa ksiądz. Wszyscy wiemy w jakich kategoriach jest w ostatnim czasie ukazywany kapłan w naszym kraju, więc tym bardziej zorganizowanie i koordynowanie takiego pobytu stanowi spore wyzwanie. I to właśnie w takich okolicznościach szczególnego znaczenia nabierają słowa „zło dobrem zwyciężaj”, notabene tak często przywoływane przez byłego wikariusza tej parafii, bł. Ks. Jerzego Popiełuszkę.
Kościół obroni się nie tyle zażartą polemiką, co autentycznym świadectwem wiary w Chrystusa i Jego Ewangelię. Tworzenie takiego ewangelicznego środowiska i gromadzenie młodych ludzi wokół Kościoła, a przede wszystkim w Kościele jest dziś ogromną potrzebą. Jeśli to się w jakiejś mierze udaje za sprawą naszych wyjazdów: Bogu niech będą dzięki!
Każdy nasz wyjazd nazywany jest rekolekcyjno-wypoczynkowym. Nie przypadkowo. Codzienna Msza święta, poranna modlitwa połączona z rozważaniem słowa Bożego, modlitwy przed posiłkami, koronka do Miłosierdzia Bożego czy dziesiątek różańca wplecione w codzienność, wieczorne podsumowanie dnia i śpiew Apelu Jasnogórskiego: to tylko niektóre elementy rekolekcyjnej mozaiki. Na ile łaska Eucharystii i słowa Ewangelii przenikają myślenie i postępowanie tych dzieci? Na to pytanie pełną odpowiedź zna tylko Pan Bóg. Jemu to wszystko zawierzam i dlatego każdego dnia pobytu w Gdańsku towarzyszyła mi (i nadal towarzyszy) modlitwa o łaskę wiary dla uczestników i duchowe owoce tego pobytu. „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” – zatem nadzieja tkwi w Chrystusie.
Wakacyjny wyjazd jest w pewien sposób zwieńczeniem całorocznej pracy formacyjnej. Chłopiec, który służy jako ministrant do Mszy świętej i przychodzi na zbiórki, a także dziewczynka, która należy do Drużyny Świętej Rodziny i pod okiem siostry Magdaleny poznaje Ewangelię wchodzi w pewne środowisko. Środowisko rówieśników. Środowisko żyjące wiarą i starające się zbliżyć do Chrystusa. Środowisko, które w dzisiejszych czasach jest niezwykle potrzebne. Ci, którzy chcą – korzystają. Ci, którzy chcą do nas dołączyć – niech czują się zaproszeni.
Panu Bogu dziękuję za ten czas i tych ludzi. Dziękuję za wszystkie przejawy Jego błogosławieństwa, choćby takie jak wspaniała pogoda (która nie koniecznie jest w innych terminach). Znakiem Bożej opieki było też to, że kiedy dwukrotnie „wylądowaliśmy” w gdańskim szpitalu na SOR, wszystko kończyło się pomyślnie. A nawet tam spotykaliśmy wierzących ludzi, jak na przykład młodą lekarkę, która podzieliła się spontanicznie świadectwem wiary i formacją w postakademickiej wspólnocie, do której należy.
Pan jest z nami! Pan jest dla nas bardzo dobry i to właśnie Jemu niech będą dzięki za wszystko!
Ks. Paweł Cieślik
REFLEKSJE Z AUTOKARU
Właśnie wracamy z naszego wakacyjnego wypoczynku. Niektórzy przysypiają, u niektórych gry poszły w ruch… Jest względna cisza, dobry czas na przemyślenia i podsumowanie wyjazdu. Przyszła mi myśl, że można spędzić wakacje nad morzem samemu, chodzić nad morze w samotności, w ciszy, z nikim nie rozmawiać, podziwiać piękne widoki. Ale to byłoby bardzo nudne tak przez 10 dni. Wyjazd z grupą dzieci i rodziców to znaczniej coś interesującego.
To był mój kolejny wyjazd z dziećmi i rodzinami. Każdy taki wypoczynek to nowe doświadczenie, to wzajemne poznawanie się, uczenie się siebie na wzajem, uczenie się rezygnacji z własnego „ja”, to bycie nieustannie dla bliźniego, to bycie gotowym na nieprzewidziane sytuacje. Niewątpliwie jest to wyzwanie, w którym jest też dużo radości. Dla mnie radość jest wtedy, kiedy widzę radość dzieci, ich zadowolenie i to, że chcą jechać z nami następnym razem. Bogu niech będą dzięki za ten czas.
Siostra Magdalena
Wyjazd rozpoczęliśmy 25 czerwca Mszą świętą o godzinie 8 rano. Kilka minut po 9.00 wyjechaliśmy z Anina. Podróż przebiegała bez jakichkolwiek problemów. Do ośrodka Fala na Wyspie Sobieszewskiej dojechaliśmy po godzinie 15. Każdy udał się do swojego pokoju i zostawił bagaż, po czym udaliśmy się na obiad. Po posiłku była chwila wolnego, po czym udaliśmy się po raz pierwszy na plażę. Było to wyjście zapoznawcze z morzem. Wróciliśmy po około półtorej godzinie i kończyliśmy rozpakowywanie. O 18 mieliśmy kolacje, a później czas wolny i po godzinie 20 mieliśmy modlitwę wieczorną, a później każdy wziął prysznic i poszedł spać. Tak zakończył się pierwszy dzień na Wyspie Sobieszewskiej po tym, jak tam dotarliśmy.
Mniej więcej każdego dnia posiłki były o tej samej porze, a Msza święta rano lub wieczorem w zależności od tego, co mieliśmy zaplanowane na dany dzień. Mogliśmy uczestniczyć we Mszy z księżmi z Rzymu, którzy wizytują parafie saletyńskie w naszym kraju.
Ośrodek, w którym zamieszkaliśmy miał spory teren. Było dużo miejsca do biegania oraz innych aktywności, a tych nie brakowało, gdyż mieliśmy wiele pomysłów.
Gdy chodziliśmy na plażę to było na niej dużo zajęć. Oprócz kąpieli w morzu było dużo zajęć sportowych. Graliśmy w piłkę nożną, zbijaka i kilka innych. Było też zakopywanie w piachu dla chętnych, co wielu osobom się podobało, bo to była niezła zabawa.
Oprócz wyjść na plażę dużo jeździliśmy i zwiedzaliśmy Gdańsk i okolice. Dowiedzieliśmy się kilku rzeczy o Gdańsku. Słuchaliśmy koncertu organowego w Oliwie. Byliśmy z wizytą w gdańskim zoo. Zwiedzaliśmy różne zabytki, w tym wiele kościołów. Byliśmy też w kilku muzeach. Jechaliśmy kolejką wąskotorową. Był też rejs statkiem po Kanale Elbląskim. Płynęliśmy statkiem na Westerplatte. Odwiedziliśmy również aquapark w Sopocie i świetnie się tam bawiliśmy. Było naprawdę bardzo fajnie, a na brak atrakcji tam nie można było narzekać. Byliśmy też na najdłuższym molo w Sopocie, gdzie fajnie spędziliśmy czas mimo dużego i silnego wiatru. Niestety nadszedł też ostatni dzień pobytu, podczas którego pakowaliśmy się, a po południu uczestnicy dobrali się dowolnie w grupy i każda z nich odgrywała różne sceny z Ewangelii. Po przedstawieniach poszliśmy do sali, w której codziennie były wieczorne modlitwy, aby podsumować cały wyjazd.
Było podsumowanie kilku konkursów np: quiz o wydarzeniach z Ewangelii czy też konkursu czystości. Było mnóstwo braw i podziękowań. W dniu powrotu była modlitwa poranna, śniadanie, Msza i bezpośrednio po niej zjedliśmy śniadanie oraz spakowaliśmy bagaże do autokaru i wyjechaliśmy. Przed bezpośrednim powrotem do Warszawy zwiedziliśmy zamek w Malborku. Poznaliśmy historię zamku oraz jego mieszkańców i odwiedziliśmy dużo różnych pomieszczeń z bronią białą czy też palną i zbrojami oraz wiele innych. Po tej wycieczce wracaliśmy już bezpośrednio do Warszawy. Podróż powrotna przebiegła bez jakichkolwiek problemów.
Podsumowując: wyjazd rekolekcyjno – wypoczynkowy na Wyspie Sobieszewskiej koło Gdańska był naprawdę bardzo udany. Było dużo atrakcji – wyjść na plażę oraz sporo zwiedzania oraz aktywności sportowych. Mieliśmy prawie zawsze bardzo ładną pogodę, więc nie mogliśmy narzekać. Dziękuję księdzu Pawłowi, że powierzył mi bardzo ważną rolę bycia wychowawcą na tym wyjeździe i na kilku innych. Liczymy na jak najwięcej różnych wyjazdów, które mamy nadzieję, jeszcze przed nami.
Łukasz Dobrowolski
WYJAZD JAK WIERSZ ALBO PEJZAŻ
W Sobieszewie byliśmy całą rodziną. Przede wszystkim było to wspaniałe miejsce z powodu obecnego tam Sanktuarium Matki Bożej z La Salette. Osobiście czułam jakby powrót do cudownych wspomnień z pielgrzymki do La Salette
w Alpach. Moim zdaniem objawienia Matki Bożej Saletyńskiej są tak bardzo ważne również dla współczesnego świata, że warto było sobie to wydarzenie przypomnieć
i przeżyć słowa Maryi jeszcze raz.
Z kolei dzięki temu, że odwiedziliśmy kościół pod wezwaniem św. Brygidy
w Gdańsku, by podziwiać bursztynowy ołtarz, mieliśmy okazję poznać miejscowego przewodnika pana Andrzeja, zajmującego się szczegółowym objaśnianiem symboliki tego ołtarza. Podeszłam do niego porozmawiać osobiście. Okazało się, że pan Andrzej jest autorem książki opisującej przeżycia jego duszy podczas śmierci klinicznej. Po drugiej stronie życia doznał wyceny swoich uczynków i doświadczył bliskości Pana Jezusa. Odkrył Bożą Sprawiedliwość i Boże Miłosierdzie. Fascynujące świadectwo. Jeszcze podczas pobytu w Sobieszewie przeczytałam całą tę książkę ze łzami wzruszenia w oczach.
Dla mnie ważna była też wspólna droga krzyżowa w lesie, kiedy większość uczestników zaangażowała się w zrobienie krzyży z patyków, splatając je trawą. Wszyscy podeszli do tego zadania z wielkim pietyzmem. Patrząc na to, można ufać, że wiara w naszym narodzie nigdy nie zginie…Tym bardziej, że każdego wieczoru tak potężnie brzmiał nasz śpiew Apelu Jasnogórskiego.
Nasz wakacyjny wyjazd z księdzem Pawłem i siostrą Magdaleną był naznaczony niezliczoną ilością znaków z nieba. Wymodlona wspaniała pogoda
i piękno natury, zbliżające do Stwórcy. Wszystko co potrzeba dla ciała i ducha. Dużo pouczających wycieczek i codzienne rozważanie Słowa Bożego oraz codzienna Eucharystia. Komplementarność programu na każdy dzień.
Nie sposób nie wspomnieć o rejsie na Westerplatte – w to miejsce wraca się jak w święte miejsce i nigdy nie jest za dużo. Wniosek z tej wycieczki był jasny: na Westerplatte powinna stanąć stopa każdego Polaka. Być tam to oddać hołd tym, którzy walczyli za Polskę. To lekcja patriotyzmu. To dowód pamięci…
Wyjazdy z księdzem Pawłem cechuje dbałość o szczegóły. To gwarancja jakości. Choćby fakt, że nie na każdym statku płynącym na Westerplatte można doświadczyć dodatkowych atrakcji. Na naszym rejsie tak było. Marynarz osobiście z gitarą w ręku śpiewał szanty. Uwierzcie, że żadne nagranie nie zastąpi żywego spotkania z nastrojowym śpiewem na pokładzie. Zatem ze statku schodziliśmy umuzykalnieni. Ale i pod wrażeniem obejrzanej od strony wody stoczni remontowej. Mijaliśmy prawdziwe konstrukcyjne monumenty, które budziły respekt.
Nie mogę pominąć jeszcze jednego szczegółu. To co zapierało dech
w piersiach to rejs po kanale elbląsko-ostródzkim. Rozlewiska i towarzyszące nam ptaki, które nie chciały od nas odlecieć, można przyrównać do błogiej chwili
w bajkowej krainie. To jakby wiersz albo pejzaż.
Większość wydarzeń z wyjazdu sobieszewskiego spinało w klamrę moje przeżycia z poprzednich lat. I jeszcze bardziej mnie ubogacało. Za co dziękuję Panu Bogu, Maryi i ziemskiemu organizatorowi. Tym bardziej, że jako rodzinka „naładowaliśmy akumulatory” na bardzo długo. Sądzę, że będziemy czerpać siły
z sobieszewskich doświadczeń aż do następnego lata. A w uszach będzie nam dźwięczeć śpiew jednego z najmłodszych uczestników wyjazdu – czterolatka, który tak pięknie wyśpiewywał nam w autokarze Hymn Polski oraz piosenki z różnych dobranocek…
Agnieszka z rodziną
Wakacje jak co roku, także i w tym niejednemu rodzicowi z pewnością spędzały sen z powiek od wielu miesięcy. Gdzie posłać pociechy, żeby były zadowolone, świetnie się bawiły, ale przede wszystkim były bezpieczne? Jechać razem, czy postawić na samodzielny wypoczynek? Dwa tygodnie urlopu rodziców w ciągu całych wakacji nie pozostawia wiele pola do manewru – jednak konieczne są kolonie lub obóz. Cały czas pozostaje jednak pytanie: co zrobić, żeby naszemu potomkowi nie stała się krzywda?
Mieliśmy wielkie szczęście, że Ks. Paweł i Siostra Magdalena zaoferowali się zorganizować wakacyjny wyjazd nad morze dla ministrantów i dziewczynek w drużyny Świętej Rodziny. Wypoczynek miał być połączony z rekolekcjami, więc znajdzie się i coś dla ciała, i coś dla duszy. Nie musieliśmy się długo zastanawiać, decyzja była prawie natychmiastowa – jedziemy!
25 czerwca, po Mszy świętej, 72 osoby zapakowały się do autobusu
i samochodów i wyruszyły po przygodę. Niektóre dzieci pojechały na wakacje samodzielnie, innym towarzyszyli rodzice lub dziadkowie, więc rozpiętość wiekowa była duża – od półtora roku do 60 plus. Dzięki temu każdy znalazł sobie kompana
do zabawy, psot lub zwykłej pogawędki.
Sobieszewo przywitało nas piękną pogodą. Zamieszkaliśmy w ośrodku Fala, który był cały do naszej dyspozycji. Do plaży jest kawałek, ale co to znaczy dla żądnych morskich kąpieli wczasowiczów.
Utrzymanie w karbach takiej gromady dzieciaków nie jest sprawą prostą,
ale organizatorzy spisali się na medal, zapewniając rozbudowany program duchowy
i rozrywkowy. Nie było czasu na nudę, czy grymaszenie.
Codziennie rano i wieczorem, po modlitwie, odbywało się czytanie wybranych fragmentów Pisma Świętego. W tym roku rozważaliśmy śmierć i mękę Jezusa. Dostaliśmy przygotowane zawczasu notatniki, w których oprócz fragmentów Pisma było miejsce na wpisanie swoich przemyśleń na temat tekstu i postanowień na nadchodzący dzień. Wieczorem zastanawialiśmy się w ciszy, czego nauczyliśmy się tego dnia i czy udało nam się spełnić postanowienia. Notatniki są świetnym pomysłem, to co zostanie zapisane nie umknie, można do tego wrócić, coś zmienić, dopisać, poprawić. Czasami rozmawialiśmy z Jędrkiem na temat przeczytanego fragmentu i zadawane przez niego pytania były często zaskakujące i świeże.
Mieliśmy szczęście, że księża ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy Saletynów umożliwili nam udział w mszach świętych w pobliskim kościele Matki Bożej Saletyńskiej. Możecie sobie, Drodzy Czytelnicy, wyobrazić zdumienie parafian
i turystów, gdy przed Mszą wchodziło do prezbiterium dwudziestu kilku ministrantów! I to wszystko z jednej parafii! Czasami Msza była tylko dla nas i wtedy oprawę muzyczną zapewniała siostra Magdalena i dziewczynki z Drużyny Świętej Rodziny.
Oczywiście nie samymi modlitwami człowiek żyje i w programie było także zwiedzanie okolicy. Wycieczka z przewodnikiem po Gdańsku była wyzwaniem ekstremalnym, ponieważ temperatura powietrza osiągała 34 stopnie Celsjusza
w cieniu. Na szczęście przewodnik prowadził nas zacienionymi miejscami,
a w odwiedzanych kościołach było znacznie chłodniej. Odwiedziliśmy między innymi bazylikę konkatedralną Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, zwaną także bazyliką Mariacką, gdzie na niektórych największe wrażenie zrobił obraz Hansa Memmlinga „Sąd ostateczny”, Madonna Gdańska, Pietà, czy ołtarz Koronacji Marii,
a na innych widok z kościelnej wieży, na którą trzeba było się wspiąć po niezliczonej liczbie schodów. Z odwiedzanych miejsc nam najbardziej spodobał się kościół św. Jana i bursztynowy ołtarz w kościele Świętej Brygidy, w którym Jędrek pozował do zdjęcia za ołtarzem (czyży znak?).
Innego dnia była wycieczka statkiem na Westerplatte, gdzie zmówiliśmy modlitwę za poległych obrońców i wysłuchaliśmy krótkiego wykładu na temat historii tego miejsca. Kolejna wycieczka, także statkiem, była po Kanale Elbląskim. Mieliśmy możliwość zobaczyć działanie pochylni, unikatowego na skalę światową systemu transportu statków po kanale. A gdy statek wpłynął na deltowe jezioro Druzno z wielu piersi wydobył się jęk zachwytu. Jezioro z przyległymi terenami tworzy rezerwat przyrody, wpisany na listę ramsarską, będący miejscem lęgowym ptactwa wodnego
i błotnego. Będące już nisko Słońce barwiło rośliny i wodę na piękny złocisty kolor.
W programie wyjazdu było także zwiedzanie Archikatedry Oliwskiej
i wysłuchanie koncertu organowego. Dzięki przyjacielowi ks. Pawła mogliśmy zajrzeć także do miejsc niedostępnych dla zwiedzających, na przykład do katedralnego refektarza i zakrystii kościoła. Odwiedziliśmy także oliwski ogród zoologiczny,
w którym Jędrkowi najbardziej podobały się orangutany.
Wakacje nad morzem to oczywiście plaża i morskie kąpiele, więc i tego nie mogło zabraknąć w programie. A że nie można ciągle siedzieć w wodzie, bo człowiek może się rozmoczyć, na plaży odbywały się rozgrywki w piłkę nożną i zbijaka, a także zawody w budowaniu fortyfikacji z piasku i bronienia ich do utraty tchu. Gdy popsuła się pogoda i nie można było kąpać się w morzu, odwiedziliśmy sopocki Aquapark,
w którym dwugodzinna zabawa spowodowała, że niektórzy mieli kłopot ze spacerem na sopockie molo.
Program zakończyła wyprawa kolejką wąskotorową z Mikoszewa do Stegny.
W kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa zmówiliśmy Koronkę i podziwialiśmy unikatowe wyposażenie, w którym dominował model statku z XIX wieku i piękny ołtarz.
Dziesięć sobieszewskich dni było bardzo intensywnych, nie można było się nudzić. Śmieliśmy się, że po przyjeździe trzeba wziąć kilka dni urlopu, żeby odpocząć po zwiedzaniu. Ale to było zmęczenie fizyczne, psychicznie odpoczęliśmy
za wszystkie czasy. Aby wchłonąć wszystkie dobra, którymi obdarzył nas Bóg, trzeba było wyrzucić z głowy niepotrzebne myśli, aby zrobić miejsce na nowe doznania, zarówno fizyczne, jak i duchowe i psychiczne. Najważniejsze dla nas było także poczucie wspólnoty, myśl, że nareszcie gdzieś należymy, że jesteśmy wśród życzliwych nam ludzi. Ks. Paweł i Siostra Magdalena są wspaniałymi opiekunami
i przewodnikami, którym bez namysłu powierzę moje dziecko. Mam jednak nadzieję, że będziemy mogli pojechać jeszcze nie jeden raz na wspólną wyprawę po przygodę.
Joanna i Jędrek Rybak