Piękny trud czyli „Prosta modlitwa, która zmienia życie” Jima Manneya
Piękny trud czyli „Prosta modlitwa, która zmienia życie” Jima Manneya
Dzisiaj naprawdę dużo mówi się o samorozwoju, o integracji ducha, umysłu i ciała Co niektórzy dołączają do tego duszę, ponieważ ich perspektywa zakłada istnienie Istoty Wyższej, Boga. Jednak moje wrażenie po przejrzeniu wielu propozycji dotyczących rozwoju osobistego jest takie, że skupia się on całkowicie na naszym ego. To my jesteśmy centrum naszego wszechświata. Służymy sobie i swojemu samozadowoleniu. Może przebiegacie teraz w myślach piramidę Maslowa. Na samym szczycie znajduje się potrzeba transcendencji, a więc przekraczania siebie. A więc jednak nie własne ego? Gdzieżby tam. Owszem przekraczamy siebie, ale w poszukiwaniu naszego wyższego, idealnego ja. Zdarza się, że owo transcendowanie ma prowadzić do spotkania Istoty Wyższej, ale znów po to, aby ubóstwić mnie samego. „Będziecie jak bogowie…” ssszepce wąż do Ewy na początku Księgi Rodzaju. Taki program samodoskonalenia przeniknął też do antropologii chrześcijańskiej i nazywa się ewangelią sukcesu czyli: słuchaj Boga, w zamian będzie Ci się powodzić na każdej płaszczyźnie. Pozostajemy skupieni na sobie, Boga sprowadzając do dżina z lampy. A jak nawali, to się obrazimy, no bo my mamy potrzebę a On możliwości, więc czemu nie realizuje naszego przemyślanego planu na rzecz wiecznej szczęśliwości tu na ziemi? Ja się nie wyzłośliwiam. Przez wiele lat żyłam wg tej filozofii, choć jednocześnie uważałam się za dobrą katoliczkę. Tak naprawdę stale walczyłam z Bogiem o moje cenne szczęście doczesne. Jak Jakub chciałam Jego błogosławieństwa, ale na szeroką i wygodną drogę wiodącą do otchłani. Przyniosło mi to bardzo wiele bólu i cierpienia. Aż wreszcie, nie bez oporu, uznałam Prawdę: życie jest trudne, a życie chrześcijanina w szczególności, bo Droga jest wąska i stroma; życie jest też piękne, ponieważ, jak powiedział św. Ignacy Loyola – człowiek żyje po to, aby Pana Boga swego chwalił, Jemu służył i przez to duszę swoją zbawił. To tyle jeśli chodzi o sens życia J. Dopóki szukałam samozaspokojenia i samozadowolenia, te słowa wydawały mi się wyjątkowo mdłe. A dziś, kiedy idąc za słowami św. Augustyna złożyłam swoje życie w Bogu i Jemu zawierzyłam, zaczęłam doświadczać, że szukanie Jego Chwały, Jego Woli i śladów Jego Obecności w mojej nie zawsze pobożnej codzienności wnosi w moje życie piękno, którego nie umiałabym sobie wyobrazić. Na te drogę zapraszam i Was wraz z rachunkiem sumienia metodą św. Ignacego.
Zaraz, zaraz, powiecie może. A co ma do tego rachunek sumienia? Może i Wam, tak jak kiedyś mnie do niedawna, kojarzy on się z samobiczowaniem, tą przykrą chwila w ciągu dnia, kiedy trzeba przypomnieć sobie całe zło, którego dokonaliśmy i przeprosić za nie Boga. Jest to chyba jedna z najbardziej odkładanych na później praktyk chrześcijańskich, oprócz spowiedzi. Wielu po prostu rezygnuje. Ale spokojnie. Rachunek sumienia wg św. Ignacego to nie tyle przykra praktyka pokutna co bardzo konkretne narzędzie spotkania kochającego Boga tu i teraz.
Przejrzałam kilka publikacji na ten temat i najbardziej (póki co) przypadła mi do gustu mała książeczka Jima Manneya o intrygującym tytule: „Prosta modlitwa, która zmienia życie. Odkryj owoc najważniejszej modlitwy św. Ignacego.” Autor w sposób konkretny i przystępny dla początkujących na czym polega praktyka tej modlitwy, przytaczając osobiste doświadczenie, które może sporo pomóc, kiedy ktoś się dopiero z nią zapoznaje. Rachunek sumienia na sposób ignacjański, zwany niekiedy kwadransem szczerości (od sugerowanego czasu jego trwania), składa się z pięciu punktów:
1. Prośba o światło, a więc łaskę spojrzenia na dany dzień Jego oczami w postawie modlitwy.
Nie chodzi o jakąś autoanalizę własnymi siłami, ale to o to, aby zobaczyć wydarzenia i przeżycia tego dnia tak jak widzi i czuje je Ojciec. Nie raz będziemy zdziwieni tym, co nam pokaże. Prawdziwie nie tak widzi człowiek jak widzi Bóg.
2. Podziękowanie za wszelkie dobro, jakie doświadczyliśmy od dobrego Boga (w myśl maksymy, która mówi, że wszystko jest łaską).
W pewnym sensie jest to „gwoźdź programu”. Najważniejszy nie jest bowiem nasz występek, ale nieskończona dobroć Boga, Jego niewyczerpane miłosierdzie i pomoc, której codziennie doświadczamy, a często w popłochu dnia nie zauważamy. To jest moment, aby zauważyć i wyrazić wdzięczność. Wdzięczność i uwielbienie są potężnymi „narzędziami” oczyszczania serca, duszy, pamięci, gdyż przywracają naszemu światu właściwy mu porządek: Bóg jest pierwszy i ostatni, Alfa i Omega, Pan, Władca, Początek i Koniec.
3. Przegląd dnia pod natchnieniem Ducha Świętego, obserwacja wewnętrznych poruszeń (dominujących uczuć), szukanie Boga w konkretnych doświadczeniach danego dnia.
Wsłuchani w głos Ducha, podążamy za wspomnieniami dnia, które On nam pokazuje; widzimy, co się wydarzyło i co czuliśmy; za którymi natchnieniami poszliśmy, a gdzie odmówiliśmy współpracy. Możemy na spokojnie zastanowić się do czego Duch nas wzywa.
4. Nazwanie popełnionych grzechów, prośba o ich przebaczenie i wskazanie sposobu wyjścia z nich.
Dopiero teraz możemy powierzyć Panu nasze upadki, szczerze za nie żałować i wezwać łaski potrzebnej do nawrócenia.
5. Postanowienie na następny dzień.
Patrząc na to, co otrzymaliśmy, co nam się udało, gdzie upadliśmy, wiemy już gdzie najbardziej potrzebujemy obecności i pomocy na kolejny dzień, kolejny krok.
Jak widać z powyższego opisu, rachunek sumienia jest modlitwą, w której spotykamy Boga w naszej codzienności, w tym, co dobrego otrzymaliśmy, co nas cieszy, smuci, złości, w tym, co się nam udało i w tym, gdzie popadliśmy grzech. Nie chodzi to o skrupulatną analizę każdej minuty czy godziny – w ten sposób rachunek trwałby całą noc – ale otwarcie serca i umysłu na światło Ducha Świętego, aby to On nam pokazał to, co chce, żebyśmy zobaczyli i zrozumieli odnośnie tego dnia. On pragnie, abyśmy doświadczyli głębokiej uzdrawiającej wdzięczności za dary, które codziennie nam daje i jeśli modlitwa rachunkiem sumienia kojarzy Ci się tylko z pełnym wstydu wyliczaniem swoich grzechów, to może warto na początek zatrzymać się tylko na tym punkcie i ćwiczyć go aż poczujesz, że bardziej niż Twoja grzeszność obchodzi Cię dobroć Twojego Ojca. Bóg pragnie też, abyśmy w trakcie przyglądania się naszemu dniowi Jego oczami zobaczyli, gdzie konkretnie i do czego On nas wzywa i powołuje. Jeżeli masz problem z odkryciem swojego powołania, życiowej misji, zawodu – wsłuchuj się w Boży głos przemawiający do Ciebie pośród wydarzeń dnia. Bóg mówi przez poruszenia uczuć w Tobie – jedne rzeczy Cię odpychają, inne intrygują, jeszcze inne pociągają. Zapytaj Go dlaczego tak się dzieje i co On chce Ci przez to powiedzieć.
Napisawszy to wszystko, muszę się do czegoś przyznać. Przez wiele lat nie byłam w stanie odprawiać nawet tak mądrze „skonstruowanego” rachunku sumienia. Nie wiedziałam, o chodzi w proszeniu Ducha o pomoc, polegałam więc na własnych siłach „przetrzebienia” każdej godziny dnia w poszukiwaniu upadków, których bardzo się wstydziłam (stara, „dobra” pycha). A dziękczynienie, czy nie daj Boże, uwielbienie…. .No comment. Chyba że faryzejskie samouwielbienie: zobacz Boże jaka byłam dziś lepsza niż inni, jak mało nagrzeszyłam. Taki rachunek sumienia szybko mnie psychicznie wykańczał, więc porzucałam go przy pierwszej okazji (już późno, jutro się pomodlę itd.). Długo nie mogłam dojść w czym leży problem. Dopiero podczas ostatnio przebytego Seminarium Odnowy Wiary byłam gotowa na to, żeby Pan Bóg otworzył mi oczy. O pysze już pisałam, ale ona jest tyle symptomem głębszego zranienia, a mianowicie zranienia tożsamości. Nie czułam się ukochanym dzieckiem Boga. Dla mnie to był tylko pusty frazes. Ale Bóg jest wierny. Po latach wołania odmienił moja pamięć, duszę i serce. Przebudował moje poczucie siebie samej, jako kogoś kogo On bardzo chce i kim się bardzo cieszy. Nie wiedziałam, że to daje taki pokój…. Od tej pory mogę stawać wobec Jego dobroci i mojego grzechu odważnie, choć nie obywa się bez walki (pycha). Jeśli poczujesz, że ten rachunek sumienia jest dla Ciebie niemożliwy, choć teoretycznie wiesz, że to bardzo pożyteczna praktyka, zapytaj siebie samego/ samej kim się czujesz, jak na siebie patrzysz? I kim jest dla Ciebie Bóg? Jaki On jest? Nie masz się o co bać, On ci „na bank” odpowie i uzdrowi.
Jezus w Ewangelii mówi, że nasze życie nie będzie łatwe. W zasadzie będziemy mieć bardziej „pod górkę” niż reszta świata. Tego trudu, tego nawracania się w coraz bardziej pogmatwanym i niebezpiecznym świecie (nie, to nie jest pesymizm) doświadczamy mniej lub bardziej świadomie każdego dnia. To jest praktyka świętości. Ale Bóg tym, którzy wytrwają do końca obiecał Niebo, które nie jest tylko krainą gdzieś za zasłoną, po drugiej stronie życia, ale rzeczywistością naszych dusz, serc i ciała. Królestwo Boże w nas jest, a każdy krok w kierunku Boga, choćby podczas codziennego rachunku sumienia otwiera nasze oczy na piękno życia, do którego On nas stworzył.
„(….) ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało,
ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.” (1 Kor 2, 9)
Anna Maria Sumiła – szczęśliwa żona „fantastycznego faceta” i mama czwórki wspaniałych dzieci. Z wykształcenia i zamiłowania filolog, psycholog, coach i doula . Fascynuje się towarzyszeniem kobietom w procesie stawania się mamą i byciem świadkiem przemiany, jaka w nich zachodzi w związku z tym doświadczeniem, interesuje się psychologią międzykulturową oraz pracy i organizacji (dom to taka mała firma), uwielbia czytać. Ma nadzieję, że to co pisze, wniesie coś dobrego do życia choćby jednej osoby, która przeczyta te słowa.