Dlaczego potrzebujesz Ducha Świętego?
Dlaczego potrzebujesz Ducha Świętego?
Dziwny jest ten świat – jak śpiewał Czesław Niemen. Niby uporządkowany, a tyle w nim chaosu na każdym poziomie (politycznym, społeczno-kulturowym, ekonomicznym, międzyosobowym, emocjonalnym, duchowym….). Niby coraz bardziej światły na skutek coraz to nowych odkryć naukowych, a jednak wielu ludzi ma nie lada kłopot, aby określić własną tożsamość (kim jestem, skąd przychodzę, dokąd zmierzam). Niby taki logiczny, przyczynowo-skutkowy, przewidywalny (przecież każdy z nas mniej lub bardziej lubi planować przyszłość i wiedzieć, kontrolować) a mimo to lgniemy do tego, co tajemnicze, co za zasłoną ( i tak jedni „lądują” np. u Jezusa na Stadionie, a inni, powiedzmy, u wróżki albo bioenergoterapeuty). Na to zagubienie i mgłę w jakiej pogrąża nas cywilizacja śmierci jest tylko jedna odpowiedź i jeden ratunek. Bóg. Trójca. Osoba i relacja. Ojciec. Syn. I Duch Święty.
Być może kiedy myślisz o Bogu Ojcu, mimo szczerych wysiłków, trudno Ci się przekonać do Jego ojcowskiej miłości z różnych powodów. Może Jezus też, choć tak bliski, bo w Eucharystii, wydaje Ci się jakiś taki mało realny. Słyszałeś, że ten czy ów „doświadczył” Go i teraz stale o tym gada z uniesieniem, a Ciebie to złości, bo też byś tak chciał, tylko jak? A co myślisz o Duchu? Co czujesz, kiedy o Nim myślisz? Co właściwie o Nim wiesz? Tchnienie Ojca i Syna; Woda Żywa, płynąca z przebitego boku; Ogień pochłaniający; Pan i Ożywiciel; Wspomożyciel; Pocieszyciel. Które z tych określeń porusza coś w Tobie? A może masz jakieś inne? Jakby Go nie nazwać, On jest tym, który podtrzymuje nasze życie, jest sprawcą wszelkiego naszego dobra i objawia nam Ojca i Syna. Już choćby dlatego nie możemy się bez Niego obejść, ale mimo to chciałabym podzielić się Tobą moimi osobistymi powodami, dla których potrzebujemy – ja, Ty i wszyscy inni – Ducha. Potrzebujemy rozpaczliwie, jak konający z pragnienia, zwłaszcza dziś, zwłaszcza w tym coraz dziwniejszym świecie. Oto one:
1. „A gdy On [Duch Święty] się pojawi, udowodni światu grzech, sprawiedliwość i sąd. (…) Po swoim przyjściu On – Duch Prawdy – poprowadzi was ku pełnej prawdzie.” (J 16, 9; 13). Chyba próżno by szukać w historii czasów bardziej ideologicznie, a co za tym idzie, tożsamościowo mętnych nich czasy obecne. Dziś podważane są nie tylko prawa Boże, ale i prawa naturalne. Wychodzi na to, że niektórzy np. część życia spędzą rozważając czy są mężczyzną czy kobietą. A to tylko jeden przykład. Z kolei nam chrześcijanom wmawia się, że nasze przekonania religijne są tylko jedną z opcji światopoglądowych, na którą świat łaskawie się zgadza, o ile nie narzucamy naszych widzimisię ogółowi oświeconemu społeczeństwa. No dajcie spokój! Proszę – nie dajcie się wpędzić w taki sposób myślenia. Ale to bywa trudne, bo presja jest silna. Dlatego właśnie potrzebujemy codziennie prosić, aby ogarniał nas Duch Prawdy (jest tylko jedna), który nam ukaże Ojca i Syna; który przekona nas o naszym grzechu i miłosiernej miłości Ojca, który kocha nas pomimo naszej całkowitej nieudolności i słabości. Jego miłość mówi do Ciebie i do mnie dziś: to nieważne, że jesteś nieudolny, połamany grzechem; idź pod Krzyż, bo tam mój Syn a Twój brat i Zbawiciel obmyje cię w swojej Krwi i Wodzie. To jest moje lekarstwo dla Ciebie. Zostaw swoje zło mojemu miłosierdziu, chodź za Mną i czyń moje dzieła w świecie. Posyłam cię, byś w Duchu świadczył o Prawdzie, która wyzwala. Po wszystkim spędzimy razem fascynującą wieczność a twoja radość nie przeminie.
W książce „Niebo przemówiło” Alana Amesa możemy przeczytać następujące, mocne słowa: „Życie wedle prawdy jest dziś dla wielu trudne. Wydaje się, że dużo łatwiejsze jest życie w grzechu. Nic dziwnego, że świat cierpi, i nic dziwnego, że wielu ludzi rozpacza. Nagrody Złego są oczywiste, ponieważ można je dostrzec wszędzie na ziemi. Ludzie jednak nadal są oszukiwani, i idą droga prowadzącą do zatracenia. Nadszedł czas, aby otworzyć oczy i zobaczyć, jaka jest prawda, a prawda jest taka, że jeśli ludzie nie wrócą do Mnie przez Mojego Syna Jezusa, sprowadzą na siebie jeszcze więcej cierpienia i bólu, a wielu odmówi sobie życia wiecznego ze Mną w niebie.”
Dla uściślenia: miejscem, w którym obmywa nas Krew Jezusa jest konfesjonał i Eucharystia. Dla tych, którzy nie do końca wiedzą w co właściwie wierzą, polecam 2 lektury ks. Michała Olszewskiego: Kerygmat. Dotknij, zobacz, to Ja jestem i Wyznanie wiary. Credo w naszym życiu. Obydwie są naprawdę niedługie i wciągające.
Duchu Święty przyjdź i objaw mi Ojca i Syna, abym stał nieporuszony na skale Twojej Prawdy, a moje życie, aby płynęło z prądem Twojej łaski. Udziel mi wiary, która przenosi góry. Amen.
2. No właśnie… wiara. Nie wystarczy znać Prawdę, trzeba w nią uwierzyć. A uwierzyć, zwłaszcza dziś, kiedy tyle zła dokonuje się wokół nas, często dotykając niewinnych, jest naprawdę trudno i trudno w tej wierze wytrwać. Im bardziej nasz świat pogrąża się w otchłani, tym bardziej na nas wierzących w Jezusa spoczywa obowiązek (ośmielę się użyć tego słowa) pogłębionej modlitwy, która będzie przenikała naszą codzienność, nawet tę najbardziej prozaiczną. Żeby jednak tak się modlić, potrzebujemy wiary, że to w ogóle ma sens, i że rzeczywiście coś tak mało efektownego może być ratunkiem dla świata; i że tylko w Imieniu Jezusa świat i my razem z nim otrzymujemy odpuszczenie grzechów i radość wieczną (jakkolwiek chyba określenie to nie oddaje cudowności Nieba). Z tej silnej, konkretnej i niezachwianej wiary i modlitwy będą rodzić się uczynki, dla których Bóg właśnie nas i właśnie w tym czasie wysłał na ziemię. Dziś bardzo, ale to bardzo potrzeba wiary wyrażanej w konkretach słowa i czynu, wiary dziecka, ale sami jej nie zdobędziemy. Tylko Duch może nas do niej uzdolnić i nią napełnić. Niech tak się stanie – prośmy o to codziennie i żarliwie.
Duchu Święty, który oświecasz mnie moje serce i umysł światłem wiary, uzdolnij mnie do wypełnienia mojego powołania zgodnie z wolą Ojca. Niech Jego Wola będzie moim pokarmem. Udziel mi łaski pokory, abym z ufnością dziecka świadczył o Jezusie, Drodze, Prawdzie i Życiu. Niech to będzie widać w moim codziennym życiu. Amen.
3. Bez pokory się po prostu nie obędzie. Zwłaszcza dziś. W ostatniej adhortacji apostolskiej o powołaniu do świętości we współczesnym świecie papież Franciszek ostrzega na między innymi przed niebezpieczeństwami gnostycyzmu, herezji starej i nowej jednocześnie. Zakłada ona m.in. możliwość oswojenia tajemnicy jaką jest Bóg i możliwość pełnego poznania i zrozumienia Go. Jest to tak naprawdę uwielbienie dla ludzkiego rozumu i absolutyzowanie jego możliwości. Czyli grzech pychy. Tej samej która posłała Lucyfera do piekła. Jeżeli sądzimy, że wiemy lepiej niż Pan Bóg, bo Biblia to w końcu taka stara Księga i wiele się od czasów Jej powstania zmieniło, świat poszedł do przodu; z kolei zaś nauczanie Kościoła (oparte na Biblii i Tradycji) zostało ustanowione przez grupę starszych, zdziwaczałych mężczyzn, którzy niewiele o życiu wiedzą i chcą je uprzykrzyć innym, ograniczając ich wolność, to popełniamy właśnie ten grzech, a do tego łamiemy drugie przykazanie, stawiając swój rozum w miejsce Odwiecznej Mądrości. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze jeden aspekt pokory, o którym dziś trzeba wspominać często. Chodzi to o jedno z błogosławieństw ze słynnego Kazania na Górze: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie”. Kto to jest ten ubogi w duchu? Czy Jezus chce, abyśmy byli nieukami i prostakami? Oczywiście, że nie. Ale i tu znowu potrzebujemy łaski i tchnienia Duchu, który otworzy nas naprawdę o tym, że tak naprawdę nic nie mamy, co możemy Bogu oddać, oprócz naszych grzechów, słabości, nałogów, złości…. i naszej wolnej woli. Św. Tereska uczy nas, że najkrótsza droga do Nieba to ponawiać nasze nieudolne wysiłku jednocześnie wołając z ufnością do Jezusa, aby w końcu wziął nas ręce. Aby się tym zajął – jak mówi słynny akt zawierzenia podyktowany ks. Dolindo Ruotolo. Pomocna może być lektura książki Anselma Gruna Droga pokory.
Duchu Święty, codziennie widzę ciągle od nowa, że sam z siebie jestem niczym. Nawet moje dobre uczynki nie są doskonale czyste, ale zawsze skażone choćby jedną pyszną myślą, że o to jestem lepszy niż mój bliźni. Ale to nic. Wołam do Ciebie zuchwale, żebyś mimo to przyszedł i wypełnił mnie miłosierną miłością mojego Jezusa. On widzi moje nędzne starania i uśmiecha się z czułością. Widzę jak schyla się ku mnie….
4. Miłość. Coraz więcej różnych propozycji terapeutycznych, leków, poradników, programów dla super rodziców itp., a my dalej tacy jacyś niekochani, smutni i odrzuceni. Proszę, nie zrozum mnie źle. Wiele z w/w środków leczniczo – zapobiegawczych jest cennych, potrzebnych i pomocnych. Przez nie pragnie do nas często dotrzeć sam Bóg, który współpracuje z fachowcami niosącymi pomoc. Jednak żebyśmy mogli tę pomoc przyjąć i pojąć sercem i umysłem potrzebujemy… .czego? Zgadłeś. Łaski Ducha, który jest miłością. Jezus pokochał nas jako pierwszy i pragnie posyłać swojego Ducha do naszych serc, abyśmy mogli ucieszyć się Jego miłością i na nią odpowiedzieć, pełniąc doskonałą wolę Ojca. On chce leczyć nasze zranione wspomnienia, nasze obolałe ciała, otumanione umysły, zatwardziałe serca. Trzeba Go tylko zaprosić, bo On się z butami pchać nie będzie. Jak? Na osobistej modlitwie, dobrze by było przed Najświętszym Sakramentem, ale tak naprawdę można gdziekolwiek, byle by zrobić ten pierwszy krok. Wsparciem w procesie przyjmowania miłości Jezusa w historii naszego życia może się okazać książka Uzdrowienie wewnętrzne Barbary Shlemon Ryan.
Żywy Płomieniu Miłości, przyjdź do mnie teraz. Teraz mnie wypełnij, obmyj, dotknij, abym cały, w każdej sytuacji dzisiejszego dnia stał się odpowiedzią na niezgłębioną, odwieczną miłość Trójcy. Amen.
5. Ostatni z moich powodów nieco różni się od pozostałych, ponieważ jest konkretnym zaleceniem do życia wg Ducha, które odczytuję w moim życiu. Może i Tobie się przyda. A mianowicie: nie porównuj się z innymi! Jasne, wiem, tak się nie da. Dlatego pozwól, że uściślę: chodzi o takie porównywanie które wynika z naszych egoistycznych, perfekcjonistycznych i egocentrycznych dążeń, i które prowadzi do dąsania się, smutku, apatii, złości, zazdrości, a czasem nawet do depresji. Jeżeli próbujemy być lepsi od Kowalskiego czy Nowakowej, co by sobie chwilowo poprawić nastrój poczuciem wyższości, to znaczy, że sami dla siebie stajemy się Bogiem, a to nieuchronnie prowadzi do frustracji, a może i rozpaczy. No bo Panem Bogiem nie będziemy… A do tego mijamy się z celem naszego życia, którym jest oddawanie Bogu chwały, służenie Mu i wypełnianie tego bardzo ważnego zadania, które tylko Ty możesz wypełnić, i które On z wielką dokładnością właśnie dla Ciebie przygotował. Znaczy – masz misję i nie jest nią pompowanie własnego ego. Z drugiej strony, nie da się uniknąć porównywania się, a wręcz jest ono potrzebne i przydatne. No wiem, przeczę sama sobie. Chodzi mi o to, że kiedy widzimy, że Nowakowa czy Kowalski, no dajmy na to, mają czy robią coś, co mnie pociąga, to może to być wołanie Boże w nas, abyśmy się tego od nich np. nauczyli, bo to będzie nam potrzebne w realizowaniu Jego woli. Różnica polega na tym, że rozeznajemy te uczucia np. zazdrości, w towarzystwie i pod natchnieniem Ducha, patrzymy dokąd nas one prowadzą. I już na koniec tego punktu jeszcze jedna uwaga odnośnie pewnej specyficznej formy porównywania się. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach (często używam tego wyrażenia, jak widzę) całe piekło sprzysięgło się, żeby nas ludzi straszyć i tym samym podważać nasze zaufanie Opatrzności Bożej. Może zdarzyło Ci się ze zgrozą słuchać historii o ludzkich dramatach rozgrywających się bliżej lub dalej Twojego podwórka. Mnie z pewnością się to zdarza do dziś. A to rodzi we mnie podejrzliwość i blokuje mnie w podejmowaniu działań, bo a nuż Bóg przyśnie i to czy tamto przytrafi się mnie lub mojej rodzinie. Może zginie moje dziecko? Może mój mąż się przepracuje i dostanie wylewu czy czegoś innego? Jak utrzymam rodzinę? Mogłabym tak długo wymieniać. A i Ty pewnie nie jedno możesz dodać do tej horror-listy. Tymczasem Pan Bóg…. Dopuszcza do nas różne rzeczy, to fakt i zarazem tajemnica, której nie rozwikłamy po tej stronie życia. A jednocześnie wiele, wiele razy Duch powtarza nam w Piśmie Świętym: nie bój się! (Ktoś to kiedyś nawet policzył – liczba powtórzeń tego wezwania była, jak pamiętam, imponująca). W świecie, w którym przyszło nam żyć, to jest chyba najlepsze panaceum na stres, stany lękowe, depresje i inne. Nie bój się, nie lękaj się, Bóg sam wystarczy – jak powiedziała św. Teresa Wielka. Można by tez dodać – nie porównuj się. Ojciec na każdego z nas patrzy indywidualnie. I wie lepiej niż Ty. I nie stracił kontroli nad światem, choć czasem może nam się tak wydawać. Jeżeli przestaniesz się porównywać, będziesz mógł spojrzeć wreszcie na siebie spojrzeniem Ojca. Do tego właśnie prowadzić Cię będzie Duch. I dlatego Go potrzebujesz: żeby oglądać swoje odbicie nie w innych stworzeniach, ale w Jezusie. Odnośnie kwestii porównywania się i zaufania przychodzą mi na myśl dwie książki: Uczucia niekochane ks. Krzysztofa Grzywocza i Bóg sam wystarczy Jima Berga.
Tutaj kończy się na razie moja lista. Teraz pozostaje nam już tylko z niecierpliwością czekać na dzień Pięćdziesiątnicy. Czekajmy z pewnością, ze zostaniemy obdarowani na tyle, na ile otworzymy serca, bo Jezus w Ewangelii obiecał nam, że każdemu, kto poprosi, Ociec da Ducha. Stań więc mocno na ziemi, bo ona jest miejscem Twojej misji i Twojego wyboru odnośnie tego jak spędzisz wieczność; zaś wzrok swój utkwij w Niebie, gdzie Twoja ojczyzna. Otwórz, z pomocą Ducha, serce na wiarę w to, że jesteś jedynym w swoim rodzaju ukochanym dzieckiem troskliwego Ojca. Idź i głoś Prawdę, którą świat odrzuca, ale której ludzie bardzo potrzebują. Im bardziej opróżnisz serce z siebie, tym więcej Ducha otrzymasz, bo Bóg jest hojny. Tylko potrzebuje miejsca.
Błogosławieni ubodzy w duchu….
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości….
Błogosławieni czystego serca….
Błogosławieni miłosierni…
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają ze względu na Imię Jezusa….
Ześlij Ducha Twego, Panie, a powstanie życie i odnowisz oblicze ziemi. Amen.
Anna Maria Sumiła – szczęśliwa żona „fantastycznego faceta” i mama czwórki wspaniałych dzieci. Z wykształcenia i zamiłowania filolog, psycholog, coach i doula . Fascynuje się towarzyszeniem kobietom w procesie stawania się mamą i byciem świadkiem przemiany, jaka w nich zachodzi w związku z tym doświadczeniem, interesuje się psychologią międzykulturową oraz pracy i organizacji (dom to taka mała firma), uwielbia czytać. Ma nadzieję, że to co pisze, wniesie coś dobrego do życia choćby jednej osoby, która przeczyta te słowa.