9 przykazań dla małżonków
9 przykazań dla małżonków,
czyli Marka Gungora „9 małżeńskich porad, a każda warta milion dolarów”.
W filmie „U Pana Boga w ogródku” (reż. Jacek Bromski) jest scena, w której policjant z drogówki zatrzymuje kierowcę, rzekomo za przekroczenie dozwolonej prędkości jazdy w terenie zabudowanym, po czym, legitymując go, zadaje niespodziewane jak na okoliczności pytanie: Pan żonaty? Tak – odpowiada zdziwiony mężczyzna. Policjant wzdycha, oddaje mu dokumenty i puszcza wolno ze słowami: A, to życie już pana ukarało.
Nie znam osoby, męża czy żony, którzy słuchając tego dialogu nie uśmiechnęliby się pod nosem (ja na przykład mocno się uśmiałam). Często uśmiechom tym towarzyszy głębokie zrozumienie, a gdzieś głębiej smutek. Bo życie małżeńskie okazało się rozczarowujące, a przecież nie tak się „umawialiśmy” ze sobą nawzajem i z Panem Bogiem, te kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu podczas udzielania sobie sakramentu małżeństwa. To czy małżeństwo jest drogą do osobistego i wspólnego szczęścia i czy owo szczęście, różnie rozumiane, jest jego ostatecznym celem, to temat na inny felieton. Nie mam natomiast wątpliwości co do tego, że o dobrą relację małżeńską bezwzględnie warto walczyć, ponieważ tylko wtedy odkryjemy zadziwiający Boży plan dla naszego życia. To tak jak ze szlifowaniem kamieni.
Założę się o tytułowy milion dolarów, że nieraz słyszeliście, iż jednym z koniecznych „narzędzi obróbki” Waszej relacji jest rozmowa, dialog małżeński (święta prawda!). Zapewne na początku małżeństwa taki dialog wydawał Wam się wspaniałym pomysłem. Prawdopodobnie chcieliście ze sobą rozmawiać, bo wzajemne odkrywanie siebie wtedy jeszcze miało w sobie czar. Ileś lat, dzieci, nieprzespanych nocy, problemów w pracy, zmartwień, różnic zdań – to samo „narzędzie” nie wydaje się już równie atrakcyjne. Być może w pewnym momencie okazało się, że wciąż pastwicie się nad tymi samymi tematami, ale każda rozmowa kończy się podobnie jak ostatnia. Porozumienie zanika, na waszej wzajemnej relacji jest coraz więcej rys, a problemów jakby coraz więcej. Tutaj pozwolę sobie na krótką dygresję odnośnie komunikacji.
Przede wszystkim, to jest umiejętność, której absolutnie każdy musi się uczyć w praktyce, nie ma wyjątków. Jednym ta nauka będzie przychodziła łatwiej, chociażby ze względu na temperament czy doświadczenia wyniesione z domu; innym – zdecydowanie trudniej. Jeżeli czujecie, że w Waszym małżeństwie czy rodzinie zdecydowanie potrzeba innego wzoru porozumiewania się, ale za nic nie wiecie jak to zmienić (bądź co bądź, sam tylko rynek wydawniczy pęka w szwach od poradników z tej dziedziny, o terapiach nie wspominając), to bardzo zachęcam do zapoznania się z metodą Porozumienia bez Przemocy (NVC). Dla mnie osobiście, to jest miłość bliźniego w komunikacyjnej praktyce.
A więc – dialog. Znowu? Na samą myśl ogarnia Was zmęczenie… I tu właśnie chciałabym zaproponować Wam tę cienką (tylko 85 stron) i napisaną całkiem sporym drukiem książeczkę pastora Marka Gungora. Jego teksty wyróżniają 2 cechy. Po pierwsze – jest szczery do bólu, wali prosto z mostu, kawa na ławę. Bez filozoficznych rozważań. Tak – tak, nie – nie (swoją drogą – ta rada Jezusa odnośnie relacji międzyludzkich jest naprawdę bezcenna). Po drugie – ma ogromne poczucie humoru. Naprawdę można się uśmiać. A dlaczego to jest takie ważne? Bo śmiech to zdrowie, haha. Śmiech powoduje, że zmniejsza się poziom odczuwanego fizycznie stresu, aktywuje w naszych zasobach pamięciowych dobre, radosne wspomnienia i tym samym pozwala na zmianę perspektywy. Odprężeni i „na luzie” macie dużą większą szansę na udaną rozmowę.
A więc co to są za rady, o których Gungor pisze tak szczerze, nikogo nie oszczędzając, włącznie z sobą samym, i na wesoło? Oczywiście nie zdradzę ich Wam wszystkich. Wytłumaczę natomiast, dlaczego w tytule użyłam słowa „przykazania”. Słowo to nie ma chyba za dobrych skojarzeń. Przywodzi na myśl zacofaną mentalność zakazów i nakazów, klapek na oczach i ograniczenia wolności. A jednak historia ludzkości uczy, że mądre korzystanie z wolności wymaga nadania jej pewnych nienaruszalnych ram. Wiem, to taki paradoks, o którym dużo by pisać, i z którym wielu ludzi usiłuje polemizować. Tym niemniej, po zapoznaniu się z radami autora „9 małżeńskich porad” jestem przekonana, że każda z nich jest bezdyskusyjnie konieczna dla dobrze funkcjonującego związku. Ponadto, mnie osobiście wydało się rewolucyjne zestawienie ich razem, tak że tworzą spójną całość, jak wyjątkowo udany przepis na pyszne ciasto. Wierzę, że każde małżeństwo, które przepracuje i wcieli w życie te zalecenia, odnajdzie nowy smak i piękno tego sakramentu, piękno i smak wspólnego życia w pogłębiającej się relacji, która nie przestanie zadziwiać. To taki fragment Nieba na ziemi. Poza tym, może się okazać, że dzięki zmianie pespektywy i nabyciu nowych nawyków, możecie wreszcie ruszyć tematy, które do tej pory całkowicie rujnowały każdą próbę komunikacji między Wami.
Ale uwaga! Rady mogą wydawać się zwodniczo proste, tak że możecie odczuwać pokusę prześlizgnięcia się po ich ukrytej treści. No dobrze – zdradzę jedną z nich dla przykładu: bądźcie dla siebie mili. Brzmi prosto? No chyba. Czy jest łatwe? Yyyy… To zależy. Dokładnie tak. I właśnie ta przestrzeń „to zależy” jest Waszym polem do dialogu. Jak to wygląda u Was? Od czego to zależy u Was, w zależności od Waszych charakterów, przyzwyczajeń, dotychczasowej historii? A co z sytuacją, kiedy kipię słusznym gniewem? Itd.
Na koniec jeszcze myśl praktyczna odnoście czytania i omawiania tej książki. Z mojego doświadczenia wynika, że warto najpierw przeczytać sobie ją w całości, każdy dla siebie, zrobić taki rekonesans. To pozwoli Wam zacząć przeżuwać pewne treści, stawiać pytania, rozważać, nastroić się, zanim usiądziecie do wspólnej lektury i do dialogu. Ja wiem – nie każdy lubi czytać. Zwłaszcza panowie raczej nie są zbyt często widywani z poradnikiem małżeńskim w ręku. Ale akurat tę lekturę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie, więc warto rozważyć taką możliwość.
Gorąco zachęcam do lektury. Sama przeczytam ją jeszcze nie raz. I mój mąż też (słyszysz, Kochanie?). Obyśmy wszyscy byli jako małżonkowie coraz bardziej słoną solą ziemi i coraz jaśniejszym światłem Jezusa dla świata!
Anna Maria Sumiła – szczęśliwa żona „fantastycznego faceta” i mama czwórki wspaniałych dzieci. Z wykształcenia i zamiłowania filolog, psycholog, coach i doula . Fascynuje się towarzyszeniem kobietom w procesie stawania się mamą i byciem świadkiem przemiany, jaka w nich zachodzi w związku z tym doświadczeniem, interesuje się psychologią międzykulturową oraz pracy i organizacji (dom to taka mała firma), uwielbia czytać. Ma nadzieję, że to co pisze, wniesie coś dobrego do życia choćby jednej osoby, która przeczyta te słowa.